Clinical Klein
Cykl projekcji i introjekcji - Roger Money - Kyrle
Przykład: Ubliżający pacjent.
Pacjent przyszedł na sesję analityczną pełen niepokoju dotyczącego swojej pracy:
Pamiętając podobną sytuację, w której przez weekend pacjent czuł się zdepersonalizowany i śniło mu się, że zostawił swój „radar” w sklepie i nie będzie w stanie odzyskać go przed poniedziałkiem, pomyślałem, że w fantazji zostawił części swojego „dobrego selfu” we mnie. Ale nie byłem tego bardzo pewien, ani innych interpretacji, które zacząłem dawać.
Zauważmy, że analityk działa raczej mechanicznie i bez głębszego przekonania. Myślę, że możemy powiedzieć, że interpretuje treść symboliczną, zamiast włączać ją do interpretacji wraz z jakimś aspektem przeciwprzeniesienia. Problem jednak polega na tym: jakiego aspektu przeciwprzeniesienia? A to jest trudne, ponieważ na tym etapie analityk stracił swój wgląd w to, co z nim samym się dzieje. Zatem jego niepewność mogła była być sygnałem, że „utknął” – jednak nie potrafił tego odczuć inaczej niż tylko jako wrażenie, że niezbyt dobrze mu idzie i powinien bardziej się starać. Wydaje się, że w tym momencie to pacjent bardziej zdawał sobie, nieświadomie, sprawę z tego problemu niż psychoanalityk.
A pacjent wkrótce, z rosnącą złością, zaczął odrzucać wszystkie [interpretacje]; jednocześnie ubliżał mi za to, że mu nie pomagam. Pod koniec sesji nie był już wcale zdepersonalizowany, tylko bardzo rozzłoszczony i pełen pogardy. To ja czułem się bezużyteczny i zdeprymowany.
Czytelnik zapewne rozpozna tę interesującą sytuację, w której niepokój pacjenta dotyczący jego pracy się zmniejszył, natomiast niepokój analityka dotyczący jego pracy się zwiększył. Analityk pozostał w pozycji, w której utknął – w fazie introjekcyjnej – w której jest pełen poczucia bezużyteczności, jakie pacjent rzutował na niego, a której on nie był w stanie zmetabolizować. Z punktu widzenia pacjenta, przyszedł on na analizę z pewnym stanem umysłu (niepokojem dotyczącym swojej pracy), jednak pod koniec sesji ten sam stan zniknął z jego umysłu, natomiast wątpliwości dotyczyły już pracy analityka. Analityk niestety utknął z częścią pacjenta, nie pojął wcale tego doświadczenia. Nie ujął tego doświadczenia w słowa, co mogłoby zapoczątkować proces łagodnej reprojekcji z powrotem do pacjenta. Istnieją ciekawe aspekty tego, jak to się stało, oraz istotne implikacje dla dalszych interpretacji:
Kiedy w końcu rozpoznałem mój stan jako bardzo podobny do tego, który pacjent opisał na początku, niemal poczułem ulgę związaną z reprojekcją. Ale było to już po zakończeniu sesji.
Co ciekawe, analityk w końcu zdołał rozwiązać („zmetabolizować”) we własnych myślach to, co się stało, ale dopiero po zakończeniu sesji. Niemniej jednak przyniosło mu to ulgę.
Na początku następnej sesji pacjent był w tym samym nastroju – nadal bardzo rozgniewany i pełen pogardy.
Pacjent przyszedł na następną sesję tkwiąc nadal w swojej fazie projekcyjnej:
Powiedziałem mu wtedy, że sądzę, iż on ma poczucie, że sprowadził mnie do stanu bezużytecznej mglistości, w jakim on sam był, i że uważa, że zrobił to biorąc mnie „na dywanik”, zadając pytania i odrzucając odpowiedzi, tak jak to robił jego prawny ojciec.
Widzimy zatem jak psychoanalityk dochodzi do siebie i jest w stanie zebrać słowa; nie opisuje jednak pierwotnej sytuacji, bo na to jest już za późno: „nie było sensu próbować podejmować wątku tam, gdzie go zgubiłem. Pojawiła się nowa sytuacja, która miała wpływ na nas obu”. To właśnie tę nową sytuację trzeba było teraz zinterpretować – to, w jaki sposób psychoanalityk dał pacjentowi okazję do wyzyskania swojej nieudolności, aby pacjent mógł wyrazić (zakomunikować) coś z własnego uczucia bezużytecznej mglistości oraz to, w jaki sposób to uwolniło pacjenta od jego nieprzyjemnego stanu umysłu:
Jego reakcja była uderzająca. Po raz pierwszy od dwóch dni ucichł i zamyślił się.
Czytelnik jest już przyzwyczajony do znaczenia takiej reakcji. Zachowanie pacjenta nagle uległo zmianie: stał się bardziej cichy i zamyślony. Proszę zwrócić uwagę na zmianę w zdolności do myślenia. Kiedy psychoanalityk był już w stanie poddać refleksji własne doświadczenie i uporządkować je w słowach, pacjent znacząco zwiększył zdolność do myślenia o swoim doświadczeniu:
Następnie stwierdził, że to wyjaśnia, dlaczego wczoraj był na mnie taki zły: czuł, że wszystkie moje interpretacje odnoszą się do mojej choroby, a nie do jego.
Myślę, że jest jasne, że pacjent nagle nabył nową zdolność do uchwycenia własnego postrzegania tej sytuacji, zamiast po prostu reagować na nią, gwałtownie protestując przeciwko analitykowi. Byłoby nam trudno kwestionować pogląd analityka, który uznał, że jego interpretacja zabrzmiała prawdziwie dla pacjenta i przywróciła część jego mentalnego funkcjonowania.
Ten opis sytuacji krok po kroku, jakby „w zwolnionym tempie”, pokazuje, jak projekcja dokonana przez pacjenta pasowała do pewnego problemu analityka, który zaczął się z tym problemem identyfikować i niepokoić się nim. Analityk nie potrafił sobie poradzić z tym doświadczeniem – przynajmniej nie od razu – i podobnie jak pacjent, został przez niego przytłoczony. W efekcie analityk utknął w uczuciu bezużyteczności i mglistości. Aby uratować sytuację, musiał przeprowadzić
cichą autoanalizę obejmującą rozróżnienie dwóch rzeczy, które mogą być odczuwane jako bardzo podobne: mojego własnego poczucia niekompetencji związanego z utratą wątku, oraz pogardy pacjenta dla swojego impotentnego selfu, która w jego odczuciu była we mnie.
To rozróżnienie jest kluczowym momentem. Pewien aspekt pacjenta i pewien aspekt analityka spotkały się w analityku, a pomylenie tożsamości (kto był chory?) wymagało rozwikłania, ponieważ w pewnym sensie obaj byli chorzy w tym momencie.
Rozważmy to z innego punktu widzenia, który już znamy. Dotyczy on jakości projekcji – stopnia agresji w niej zawartej. Kiedy podmiot – pacjent lub analityk – używa wielkiej agresji w nieświadomej fantazji, to jest bardziej prawdopodobne, że efektem będzie wikłający zamęt w umyśle drugiej osoby. Celem dla analityka jest, co najmniej, dokonanie reprojekcji z mniejszą agresją, niż pierwotnie użył pacjent.