Kilka uwag o godności i wstydzie - Krakowska Szkoła Psychoterapii Psychoanalitycznej

 Kraków, ul. Śliska 16, lok. 2
Przejdź do treści
Edyta Biernacka
Kilka uwag o godności i wstydzie
2010

Oglądałam niedawno, ponownie po wielu latach, jeden z najbardziej znanych filmów o miłości – „Pożegnanie z Afryką”[1]. I bardzo się zdziwiłam, bo odkryłam, że ten film nie jest o miłości. Zobaczyłam przede wszystkim historię kobiety, która nabiera godności.
 
Przepaść pomiędzy obrazem bohaterki w pierwszych i ostatnich scenach filmu jest uderzająca. W Danii Karen jest elegancką damą polującą w rękawiczkach na ptaki i na mężczyznę, który pozwoli jej wyrwać się od rodziny. Kiedy proponuje małżeństwo baronowi Blixenowi, mówi: „Nie mam własnego życia. Nie nauczono mnie niczego pożytecznego, a teraz nie udało mi się złapać męża.” Kiedy widzimy ją  pierwszy raz w Afryce, jest groteskową pannicą w czepku, starającą się  za pomocą histerycznych okrzyków przegonić z platformy pociągu Murzynów, którzy zagrażają jej porcelanie. Ten widok budzi zażenowanie - Karen jest śmieszna, nieadekwatna. Chwilę potem bierze ślub, uprzedzona przez  Brora, że nie kupił obrączek, bo nie chciał marnować jej pieniędzy. Ich związek zaczyna się od wzajemnego upokarzania. Bror mówi: „Kupiłaś tytuł, ale nie mnie”, Karen zwraca się do służącego: „Nalej herbaty bratu mojego kochanka.” W  jednej z ostatnich scen filmu widzimy, jak Karen klęka przed nowo mianowanym gubernatorem, prosząc o ziemię dla plemienia Kikujusów. Budzi szacunek.
Co  się w niej dokonało pomiędzy tymi scenami? Myślę, o tym tak, że jej życie - pełne niepokoju i troski o fałszywe i puste sprawy - zamieniało się stopniowo w sprawę bardzo serio. Karen stała się dojrzałą kobietą. Myślę, że poczucie godności jest - być może jednym z najważniejszych - wyznaczników jej dojrzałości.
W swoim artykule chciałabym się z Państwem podzielić kilkoma przemyśleniami dotyczącymi tej sprawy.

Znaczenie uczucia wstydu w terapii
 
Kiedy Karen przyjmuje do pracy w swojej posiadłości murzyńskich chłopców, spotyka Kamante - chłopca z chorą nogą. Mówi mu: „Twoja noga jest bardzo chora. Musisz przyjść do mnie po lekarstwo. Jeśli nie przyjdziesz, inni chłopcy pomyślą, że się boisz. A ja pomyślę, że jesteś głupi”. To oczywiście bardzo zawstydzające. Przy kolejnym spotkaniu, Kamante mówi, że to jego noga jest głupia i nie chce iść do szpitala. Próbuje poradzić sobie z uczuciem wstydu – uzyskać dystans wobec jakiegoś aspektu siebie. Karen odpowiada: „Ale jeśli zabierzesz ją do szpitala, to pomyślę, że jesteś mądry. A mądry człowiek mógłby mieć u mnie pracę”. Powstaje w ten sposób taki stan umysłu, w którym Kamante może uzyskać aktywny stosunek do swojej choroby. Karen osiąga zamierzony efekt. Nie  mówi chłopcu, że jest do niczego – wręcz przeciwnie. Mówi, że zasługuje na coś lepszego, że może coś zrobić ze swoją „głupotą”.

Freud nie uważał wstydu za coś nienaturalnego. I nie chodzi tylko o wyparcie i o obronną zamianę ekscytacji we wstyd. W „Żałobie i melancholii”[2] pisał o samooskarżeniach rzucanych na siebie przez melancholików i ze zdziwieniem konstatował, że te okropne zarzuty wypowiadane są bez śladu wstydu. A zatem, wiążąc melancholię z narcyzmem, wiązał i jedno, i drugie z jakimś szczególnym zakłóceniem w działaniu wstydu.
W  „Słowniku psychoanalizy” Moore’a i Fine’a pod hasłem „ideał ego” jest zapis: „Wstyd chroni integralność obrazu self, a poczucie winy – integralność obiektu. Wstyd wiąże się zatem przede wszystkim z porażką, słabością lub skazami self – niemożnością postrzegania własnego self, tak jak chciałoby się, by je postrzegli inni.”[3]. To coś innego oczywiście niż poczucie kompromitacji i upokorzenia. Takie uczucia dezintegrowałyby ego. Wstyd mówi nam: „jesteś głupi”, ale  jednocześnie: „gdybyś był mądry, mógłbyś mieć lepszy los”.
 
Malcolm Pines pisze: „ból wstydu jest związany z porażką tego, kim jesteśmy wobec tego, kim chcielibyśmy być dla samych siebie, albo dla innych”[4]. Dalej Pines cytuje Broucka: wstyd związany jest z „pierwszym dziecięcym doświadczeniem matki jako obcego (podkr.E.B.). Pojawia się ono, kiedy dziecko oczekuje odpowiedzi na swój komunikat, a ona nie nadchodzi. Prowadzi to do rozczarowania i szoku. Ten ostry stan niepokoju zapoczątkowuje wyłonienie się self jako reprezentacji self”. I dalej: „Wstyd, stan wysoce afektywny, przynosi ze sobą silną świadomość doznań cielesnych i reakcji autonomicznych, i zawiera pewne poznawcze doznanie zarówno istnienia, jak i niedostatków self. Kiedy to się staje, doświadczenie self wyłania się nagle z tła świadomości i jest się  wrzuconym w subiektywne poczucie świadomości siebie i doznania siebie („self-awarnesss & self-consciousness”). Jest to przeżywane jak bolesna intruzja w poprzednio spokojnie i łagodnie operujące poczucie self jako tła, jako kontekstu lub ramy dla doświadczenia. (…) Wtedy nagle, gwałtownie i boleśnie stajemy się świadomi siebie”.[5] „Innymi słowy – dziecko zaczyna rozpoznawać, że teraz jest obiektem w świecie innych obiektów, jest widzialne w świecie innych widzialnych osób i może być uważnie badane przez innych, w rozczarowujący lub krytyczny sposób.”[6]
Podobnie uważa Chasseguet-Smirgel. „Osoby są niewidzialne, dopiero stopniowo stają się widzialne poprzez doświadczenie relacyjności. Po to aktywnie poszukujemy zwierciadła dla odbicia psychicznego ego: poprzez to, że jesteśmy widziani przez innych, wiemy, że istniejemy. Ale z tej właśnie  przyczyny, poprzez reakcje innych, możemy poczuć wstyd, kiedy nie dorastamy do ideałów własnych lub ideałów, które reprezentują dla nas członkowie grupy”[7].

Karen zaczyna być widzialna, zaczyna odróżniać się od tła, kiedy znajduje się w Afryce. Tam jej kapelusz, nocny czepek i niepokój o porcelanę stają się widoczne i śmieszne. Finch patrzy na nią  z rozbawieniem i parodiuje jej odstraszające okrzyki. Z kolei Kamante odróżnia się od tła, kiedy spotyka Karen – jego lęk przed lekarzem staje się widoczny. A to znaczy, że to jest chwila, w której można nad tym zacząć myśleć. Nie zastanawiamy się nad rzeczami, które są niewidzialne.
Myślę,  że to jedno z podstawowych, nie do ominięcia w terapii, doświadczeń. Wydaje mi się, że musi przyjść taki moment, w którym pacjent zdaje sobie sprawę, że terapeuta patrzy na niego „jak obcy” – ani prześladowca, ani idealnie rozumiejąca istota – ale ze zdziwieniem, z dystansu, jak ktoś wnoszący doświadczenie innej kultury. To oczywiście prowadzi do narcystycznego zranienia, zawstydza. Jest trudne dla obu stron spotkania. Dla terapeuty także – żeby nie zaprzeczać temu doświadczeniu obcości, ani nie wykorzystywać go do pokazywania wyższości swojej  kultury.

Symington pisze, że wstyd jest rozpoznaniem własnej niedojrzałości. Jest rozpoznaniem, że nie jesteśmy tym, czym moglibyśmy być. „Można się wstydzić, kiedy czyjaś psychika jest uszkodzona, zdezintegrowana lub niedorozwinięta. Wstyd jest uczuciem, którego źródłem jest wiedza, że psychika jest w takim właśnie stanie. To coś innego niż poczucie winy, ponieważ nie towarzyszy mu świadomość własnej odpowiedzialności za ten stan. Często te dwa uczucia się przeplatają i oddzielenie jednego od drugiego wymaga dużej klinicznej wrażliwości i uwagi. (...) Można wstydzić się wewnętrznego chaosu, braku jedności lub czegoś, czemu nie udało się osiągnąć dojrzałości.”[8] Bernhard Schlink w jednym ze swoich opowiadań napisał: „Tak (…), na tym polega wstyd. Masz wrażenie bycia rozdzieranym na pół, ponieważ w sercu jesteś - albo byłeś – tylko w połowie sobą.”[9]

Wydaje mi się to bardzo ważne, aby traktować wstyd oddzielnie od poczuć winy i nie zamieniać związanych z nim przeżyć w moralne oskarżenia. Karen nie robi tego wobec Kamante. Pokazuje mu tylko miejsce, w którym się znalazł - otwarcie i jasno. Uważam, że w samym akcie odwagi, koniecznej do tej rozmowy, jest zawarty szacunek dla drugiej strony – „mogę z Tobą rozmawiać poważnie, mogę Cię traktować z szacunkiem”. Taką drogą, krok po kroku, prowadzi też Karen Finch Hatton.

Ich wzajemny stosunek pokazuje kilka scen. Na przykład pierwsze spotkanie Karen z lwicą – spłoszony koń ucieka, unosząc jej strzelbę. Zjawia się Hatton, Karen krzyczy: „Zastrzel ją!”. Hatton odpowiada: „Już  jadła śniadanie” i radzi, żeby się nie ruszać. Lwica odchodzi, a Hatton  tłumaczy: „Sprawdzają, czy będziesz uciekać. Tak podejmują decyzje.”
Kiedy Karen postanawia ruszyć z transportem dla wojska, jeden z jej przyjaciół prosi Fincha: „Powiedz jej coś, może zostać ranna lub zginąć”. Hatton odpowiada: „Myślę, że o tym wie” i daje jej kompas. Kiedy Karen zdecyduje o stworzeniu szkoły dla Kikujuskich dzieci, Hatton spyta, czy zapytała ich, czego chciałyby się uczyć.
W jednej ze scen Karen pyta Denysa, czy woli zwierzęta od ludzi. Hatton odpowiada: „Czasami. Angażują całe serce we wszystko, co robią. Wszystko robią tak, jakby robiły to po raz pierwszy – polowanie, miłość, praca. Tylko człowiek robi to źle. Tylko człowieka to nuży. Człowiek mówi: >>Wiem, co czujesz do mnie i ty wiesz, co ja czuję do ciebie, więc chodźmy do łóżka i miejmy to już za sobą<<.” To przywołanie  przedmałżeńskiej rozmowy Karen z Brorem: „Ty potrzebujesz pieniędzy, ja potrzebuję małżeństwa, miejmy to za sobą”. Hatton opowiada się przeciwko życiu bez znaczenia, przeciwko byciu „tylko w połowie sobą”.
Stopniowo Karen uczy się dokonywać wyborów, szanować decyzje innych i liczyć się z ich konsekwencjami.

W  takim ujęciu wstyd byłby poprzednikiem poczuć winy i troski. Żeby miał kto się czuć winny, żeby miał kto się troszczyć, musi zaistnieć osoba – zdolna do samoobserwacji, do zobaczenia swoich czynów. Musi stać się „widzialna”. Jak pisze Anne Alvarez, taka zdolność może rozwinąć się w kontakcie z obiektem o pewnych szczególnych cechach: "Taki szacunek dla obiektu wydaje się związany z jego zdolnością do spojrzenia złu w oczy bez odwetu czy moralnego oburzenia, a także bez mrugnięcia okiem.”[10]

Spróbuję zilustrować tę myśl przykładem klinicznym: młoda pacjentka leczona na Oddziale Leczenia Zaburzeń Osobowości, z historią nadużywania narkotyków. Po pierwszych chwilach, w których możliwy był z nią żywszy, bardziej autentyczny kontakt, sięgnęła po narkotyk. W kolejnej sesji mówi: „Od początku wiedziałam, że tak będzie. Będą pojawiać się emocje, których nikt nie będzie łagodził, a ja będę sięgać po to, co znam. Boję  się, że za chwilę zrobię to znowu”. Zastanawiałam się, co jej na to powiedzieć. Mogłabym powiedzieć: „Chce pani, żebym się o panią niepokoiła”, albo „Chciałaby pani, żeby ktoś wziął od pani te nieznośne  uczucia”, albo nawet: „Chce mnie pani dręczyć i czynić bezradną”. Każda z tych interwencji mogłaby być pomocna. Ann Alvarez pisze jednak, że są stany, w których w pracy z pacjentem pytanie „co?” powinno wyprzedzać  pytanie „dlaczego?”[11]. Pomyślałam, że zanim zrozumiemy razem z pacjentką, dlaczego musiała sięgnąć po narkotyk, musi móc pomyśleć, że to jej wybór, decyzja i że w związku z tym może tego nie robić. Więc, kiedy pacjentka powiedziała mi, że wciąż może sięgać po narkotyki, odpowiedziałam: „Tak, już to pani sprawdziła. Wie pani, że w każdej chwili może to pani zrobić.” Posmutniała, ale też miałam wrażenie, że sprawiło jej to ulgę.

O czymś podobnym pisała Anna Freud: „Kiedy ego zastosowało mechanizm obronny, aby unikać przykrości, trzeba czegoś więcej niż samej analizy, by usunąć jego obrony (…). Dziecko musi nauczyć się tolerować coraz większe ilości nieprzyjemnych doznań bez natychmiastowego uciekania się do mechanizmów obronnych.”[12] Dalej Anna Freud dodaje, że „teoretycznie nauka tej umiejętności należy raczej do obszaru oddziaływań wychowawczych niż analitycznych”[13]. Myślę, że kiedy mamy do czynienia z coraz bardziej zaburzonymi pacjentami, to problemy te muszą stać się częścią analizy.

Wstyd jest oczywiście kojarzony z treningiem czystości, ale myśląc o tym, często skupiałam się na sado-masochistycznych konotacjach. Myślę, że umykało mi coś właściwie oczywistego: że uzyskanie kontroli nad wydalaniem, związane jest z procesem uwalniania się od konieczności natychmiastowego zaspokajania swoich potrzeb. Stanowi krok do wolności decydowania o sobie, podejmowania decyzji. Symington, pisząc o głębokich zaburzeniach, zwraca uwagę na charakterystyczny dla nich - „reaktywny” -  stan umysłu. Oznacza to, że każdy impuls – czy to wewnętrzny, czy zewnętrzny - musi być natychmiast uwolniony, każda potrzeba zaspokojona. Czujemy się zawstydzeni, czy nawet upokorzeni, kiedy nie możemy panować nad sobą. „W takiej sytuacji osoba na bardzo podstawowym poziomie poddaje się życiu.”[14] Ten stan umysłu dobrze odzwierciedla pytanie jednej z przyjaciółek Karen: „Skąd wiadomo, kiedy zrobić to, czego od nas chcą, a kiedy nie?”. Różnicę kultur pomiędzy poprzednim – „reaktywnym” życiem Karen, a tym, czego uczy ją Afryka i związek z Hattonem, pokazuje wymiana zdań między Brorem a Denysem. Bror, od dawna już nie mieszkający ze swoją żoną, spotyka Denysa na farmie Karen. Podchodzi do niego i mówi: „Mogłeś chociaż zapytać”. Denys odpowiada: „Zapytałem. Odpowiedziała >>tak<<.”

Karen uczy Kamante, a Denys uczy Karen, że istotna jest zdolność do decydowania. A żeby zdecydować, trzeba jasno zobaczyć, gdzie jesteśmy. Wydaje mi się, że w terapii różnych pacjentów, z bardzo różnego rodzaju problemami, miewamy do czynienia z próbami wciągania nas w traktowanie ich spraw i życia nie na serio, do patrzenia na nich z przymrużeniem oka, nie zakłócania „łagodnie w tle operującego self”. Myślę, że możemy dać się uwieść swego rodzaju przekonaniu o niedojrzałości i nieodpowiedzialności pacjenta. Nieustannie badać zranienie, tracąc z oczu perspektywę jego uleczenia.

Bibliografia:
A. Alvarez, „Live Company”, Londyn 1992, tłum. W. Turopolski.
A. Freud, “Ego i mechanizmy obronne”, Warszawa 2007, tłum. M. Ojrzyńska.
Z. Freud, „Żałoba i melancholia” (w:) „Psychologia nieświadomości”, Warszawa 2007, tłum. R. Reszke.
B.E. Moore, B.D. Fine, „Słownik psychoanalizy”, Warszawa 1996, tłum. E. Modzelewska-Kossowska.
“Shame and Sexuality”, Londyn 2008.
N. Symington, „A Pattern of Madness”, Londyn 2002, tłum. L. Kalita.
N. Symington, „Jak superego powstaje z narcyzmu”, materiały z IV konferencji PTPP , Kraków 2005, tłum. E. Biernacka
Film  „Pożegnanie z Afryką”, reż. Sydney Pollack, Universal Studios, z  udziałem Maryl Streep, Roberta Redforda i Klausa Marii Brandauera, 1985.
K. Blixen, “Pożegnanie z Afryką”, Kraków, Kolekcja „Gazety Wyborczej”, tłum. J. Giebułtowicz.

----------------------------------------------------------------------
[1] Myślę,  że film jest znany, ale na wszelki wypadek streszczę główne zdarzenia.  To opowieść o życiu duńskiej pisarki Karen Blixen i adaptacja jej  książki pod tym samym tytułem. Rozpoczyna się od jej zamążpójścia. Baron  Blixen postanawia kupić (za pieniądze żony) farmę w Afryce i Karen  wyrusza tam do niego. Zaczyna zajmować się farmą, poznawać Afrykę,  przede wszystkim mieszkające na jej ziemiach plemię Kikujusów.  Jej  małżeństwo powoli staje się coraz większą katastrofą. Baron zdradza ją  nieustanne, aż w końcu zaraża chorobą weneryczną. Karen musi zdecydować  się na inwazyjne leczenie, ale już nigdy nie będzie mogła mieć dzieci.  Rozpoczyna namiętny romans z Denysem Finchem-Hattonem, organizującym  wyprawy safari. Farma nie przynosi spodziewanych dochodów, aż w końcu  pożar doprowadza do jej bankructwa. Finch wkrótce potem ginie w  katastrofie lotniczej pod Tsavo. Karen opuszcza Afrykę na zawsze.
[2] Z. Freud, „Żałoba i melancholia” (w:) „Psychologia nieświadomości”, Warszawa 2007, s. 150.
[3] B.E. Moore, B.D. Fine, „Słownik psychoanalizy”, Warszawa 1996,  s.111.
[4] M. Pines, „Shame – what psychoanalysis does and does not say” (w:) “Shame and Sexuality”, Londyn 2008, s. 97.
[5] Ibidem, s.98.
[6] Ibidem, s. 99.
[7] Ibidem, s 102.
[8] N. Symington, „Jak superego powstaje z narcyzmu”, materiały z IV konferencji PTPP , Kraków 2005, tłum. E. Biernacka
[9]  B. Schlink, „Coraz dalej od miłości”, Warszawa 2010, s. 203, tłum. M. Szafrańska-Brandt.
[10] A. Alvarez, „Live Company”, Londyn 1992, s.138.
[11] Ibidem, s. 90.
[12] A. Freud, „Ego i mechanizmy obronne”, Warszawa 2007, s.53.
[13] Ibidem.
[14] Ibidem, s. 24.
Wróć do spisu treści